Site Loader

Gdy zza chmur zaczynają przedzierać się pierwsze promienie słońca, mieszkańcy Warszawy i okolic jadą nad Jezioro Zegrzyńskie. Ciekawym pomysłem może być odwiedzenie Wąwozu Szaniawskiego, w którym znajdują się ruiny dworku zamieszkiwanego niegdyś przez „dziwną panią” i znanego pisarza.

Do Zegrzynka dotrzemy pięknym Wąwozem Szaniawskiego, którego ściany porasta starodrzew. W lesie znajdują się ruiny dworu Szaniawskich, na które składają się schody wejściowe, resztki bramy, ruiny piwnic i fundamenty budynków gospodarczych. Całość otoczona jest pozostałościami parku i leży malowniczo nad wodami Narwi. Dworek spłonął w 1977 r. w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach…

Zegrzynek i twórca jego świetności

Zegrzynek był dawną osadą fabryczną. W 1838 r. wybudowano tam czteropiętrowy, murowany młyn, przy którym powstał zakład przemysłowo-zbożowy. Młyn stanął nad brzegiem Narwi. Wokół niego powstały budynki administracji, magazyny, a także domki robotnicze.

W roku 1880 do Zegrzynka przyjechali Wanda i Zygmunt Szaniawscy. Zygmunt Szaniawski był specjalistą przetwórstwa zboża i objął stanowisko kierownika młyna i zarządcy folwarku. Dzięki jego staraniom folwark rozkwitł. Zatrudnienie znalazło tam kilkadziesiąt osób. Robotnicy zamieszkiwali specjalnie dla nich wybudowane domki nad Narwią.

Jednak w 1902 r. młyn spłonął. Na skutek tego upadł również istniejący przy nim zakład zbożowy. Robotnicy wyjechali. Szaniawski jako sprawny biznesmen (jak byśmy dzisiaj powiedzieli), postanowił uchronić Zegrzynek przed całkowitym upadkiem i dokonał przebranżowienia.

Pomiędzy Wąwozem Szaniawskiego a ruinami dworu do dziś funkcjonuje ośrodek wypoczynkowy – aktualnie Klub Mila

Domki opuszczone przez robotników przekształcił w letnisko. Wypoczynek z dala od miasta stawał się w tamtych czasach niezwykle popularny. Szaniawscy stworzyli z Zegrzynka świetnie prosperującą miejscowość wypoczynkową. Tak było do czasów II wojny światowej.

Od lat 60. XX w. działał tam dom wycieczkowy PTTK ze stanicą wodną, gdzie cumowały statki Białej Floty (małe statki wycieczkowe). Obecnie w miejscu obiektu PTTK stworzono Klub Mila, czyli hotel (z domkami i apartamentami w stylu marynistycznym), restaurację, małą przystań i centrum konferencyjne. Zatem do dziś dzieło Zygmunta Szaniawskiego funkcjonuje całkiem nieźle.

Jerzy Szaniawski – singiel otoczony kobietami

Szczęścia nie miał natomiast dworek. Miejsce, które przyjmowało wielu gości, w tym ludzi kultury, m.in. Elizę Orzeszkową, Marię Konopnicką, czy Ignacego Kraszewskiego dziś nie istnieje.

Pisarz Jerzy Szaniawski (syn Zygmunta) spędził tam ostatnie 20 lat swojego życia. Dramaturg, twórca własnego stylu teatralnego, autor takich dramatów jak choćby „Fortepian” czy „Adwokat i róża”, a także niezapomnianej postaci profesora Tutki (w filmie na podstawie opowiadań w rolę tą wciela się niesamowity Gustaw Holoubek) przez większość swojego życia pozostawał kawalerem. Nie oznacza to jednak, że kobietami się nie interesował.

Włoszce z pochodzenia, Carlotcie Bologni, która byłą aktorką przedwojennych polskich filmów i malarką, zaproponował podobno małżeństwo, a przynajmniej stały związek. Nic z tego nie wyszło, ale przyjaciółmi pozostali do końca życia.

Ta brama oznajmia, że właśnie znaleźliśmy się na podwórzu należącym niegdyś do rodziny Szaniawskich

Wanda Leśmian tak często towarzyszyła ojcu w podróżach do Zegrzynka, że ten „z trudem wykrztusił, iż przykrą jest dla kobiety rola wiecznej narzeczonej”. Za nieomal prawowitą panią na Zegrzynku uchodziła Wanda Natolska, która pomagała prowadzić dom. W liście do Carloty Bologni chwaliła się nawet, że podczas jubileuszu 70. urodzin pisarza w roku 1955 r. dostojnicy od kultury z ministerstwa traktowali ją niczym „legalną” (w domyśle: żonę).  

I za taką chyba uchodziła, bowiem opisując moment poznania w 1961 r. jego przyszłej żony – Wandy Anity Michaliny Szatkowskiej, część ówczesnych gazet wspominała, że pisarz był od roku wdowcem.

Życie zaczyna się po siedemdziesiątce

Jerzy Szaniawski ożenił się w wieku 76 lat.  Swoją żonę (pierwszą i jedyną) Szaniawski poznał w dość ciekawych okolicznościach. Otóż od roku 1950 r. mieszkał już na stałe w zegrzyńskim dworku. Usunął się w cień i nieco oddalił od ludzi, pracując nad wspomnieniami.

Gdy pewnego dnia 1961 r. wyszedł na ganek zapalić fajkę, zobaczył nad rzeką Narwią malarkę. Zszedł porozmawiać. Rozmowa przeciągnęła się, pannie (wówczas ponad 50-letniej) podobno uciekł autobus, więc pisarz zaproponował jej nocleg. Została z nim na prawie 16 lat.

Gazety donoszą, że ślub odbył się zaledwie kilka dni od poznania się pary, 11 lipca 1961 r. w urzędzie stanu cywilnego o godz. 23, w obecności zaledwie kilku osób. Trudno stwierdzić, czy jest to prawdą, bowiem od złożenia dokumentów do zawarcia małżeństwa musi upłynąć co najmniej miesiąc, a o 23 raczej żaden urząd nie pracuje… Niemniej jednak para z pewnością nie zwlekała ze ślubem.

Najbardziej charakterystycznym elementem pozostałym po dawnej zabudowie są te właśnie schody

Dziwna pani z Zegrzynka

Wanda Anita Michalina była osobą dość dziwną… Roztrzepana, nieporządna, z urojeniami, izolująca pisarza od otoczenia, nie wzbudziła sympatii znajomych „pana młodego”. Sąsiedzi wspominali, że przy domu trzymała kilka dużych, wiecznie głodnych psów, które miały odstraszać intruzów. Ponadto, miewała w zwyczaju grać na akordeonie i wydzierając się w niebogłosy wyśpiewywać wulgarne, żołnierskie piosenki.

Żona szewca z Serocka, u której Szatkowska wynajmowała pokój kiedy poznała Szaniawskiego, wspominała, że ta celowo chodziła w okolice domu pisarza, pragnąc go uwieść. Podobno Wanda często pokazywała fotografię pisarza, którą całowała i komunikowała wszem i wobec, że chciałaby wyjść za mąż za tego „chłopczyka”.

Wątpliwości co do poczytalności żony pisarza mieli także autorka Joanna Iwaszkiewicz i Gustaw Holoubek. Ta pierwsza zapamiętała, że kiedyś, przebywając w okolicy dworku zobaczyła Szaniawskiego nad rzeką. Gdy podeszła porozmawiać, z domu wybiegła jego żona krzycząc: „Jur, Jur, uciekaj, ona cię zabije” i ciągnąc go za sobą wprowadziła do domku.

Gustaw Holoubek wspominał natomiast, że gdy przyjechał porozmawiać z Szaniawskim na temat ekranizacji przygód profesora Tutki, dom sprawiał wrażenie niezamieszkanego. Pośrodku wielkiej, pustej sieni siedział pisarz, który prawie nie wypowiedział słowa, mówiła natomiast wyłącznie jego żona – bełkotliwie, od rzeczy, w dodatku w takim tempie, że goście mieli wrażenie, iż chce ich się jak najszybciej pozbyć. Gdy tylko Holoubek usłyszał od Szaniawskiego coś, co można było uznać za akceptację jego propozycji, opuścił dom.

Resztki piwnic do dziś przybierają „dziwną minę” gdy ktokolwiek wspomni o „dziwnej pani” zamieszkującej niegdyś dworek… 😉

Takie życie stało się dla pisarza udręką, do tego stopnia, że próbował utopić się w nurtach Narwii w 1967 r. Został jednak wyłowiony przez znajomego rybaka.

Na początku 1970 r. trafił, mocno już schorowany, do warszawskiego szpitala. Na żądanie wypisała go żona, umieszczając u znajomej, gdzie miała zająć się nim lepiej niż lekarze. Leczyła go na swój sposób, nikogo do niego nie dopuszczając. Szaniawski wkrótce zmarł.

Gdy trumnę wystawiono w Pałacu Prymasowskim, chcąc pożegnać pisarza z honorami, na uroczystość przybyła także wdowa. Jak wspominali obecni „tanecznym krokiem sunęła po antresoli, rozsyłając przybyłym całusy”.

Tajemniczy pożar

Po śmierci pisarza dworek przejął Zakład Doświadczalny Instytutu Ziemniaka z pobliskiego Jadwisina, jednak pani Szaniawskiej pozwolono zajmować kilka niewielkich pomieszczeń. Obiekt popadał w ruinę, a wdowa po pisarzu nie pozwalała przeprowadzać nawet najdrobniejszych napraw, grożąc… podpaleniem budynku. Na teren posiadłości nie wpuszczała nikogo, szczując intruzów psami. Niestety, na pożar nie trzeba było długo czekać.

15 września 1977 r. mieszkańcy Jadwisina zauważyli nad lasem dym. Około godziny 10 wieczorem na komisariat policji w Serocku wpadła starsza kobieta zawiadamiając, że została napadnięta we własnym domu w Zegrzynku. Pełniący służbę funkcjonariusz natychmiast pojechał we wskazane miejsce radiowozem. Widząc budynek cały w ogniu, wrócił na komisariat i wezwał straż pożarną. Ta na miejsce dotarła około dwie godziny po wybuchu pożaru. Nie było już czego ratować. Dogaszanie zgliszczy trwało do rana.

Dworek położony był nad brzegiem Narwii łączącej się niedaleko z Zalewem Zegrzyńskim

Przeszukując pogorzelisko strażacy znaleźli na miejscu dwa zwęglone ciała. Jak się okazało były to zwłoki Marka O. – ślusarza z FSO oraz jego kolegi Krzysztofa K., którzy wykonywali we dworku drobne naprawy. Spłonęła także spuścizna po Szaniawskim, w tym liczne niepublikowane utwory (Szaniawski wspominał, że napisał 77 dramatów, a wydrukowano tylko około 30).

Uwaga, złe psy!

Jak ustalono w toku prowadzonego śledztwa, w czasie pożaru drzwi wejściowe do budynku były zamknięte na klucz. Nie dało się jednak stwierdzić czy zostały zamknięte od wewnątrz czy z zewnątrz. Klucza nie odnaleziono. Natomiast wdowę Szaniawską skierowano do Tworek na obserwację psychiatryczną. W toku badań ustalono, że cierpi ona na zespół urojeniowy o etiologii złożonej u osoby z osobowością nieprawidłową oraz miażdżycą ogólną.

Dziś okolice dworku są popularnym miejscem na spacery

Ponadto miała snuć nierealne plany co do swojej przyszłości. Ostatnie lata życia (wcale nie krótkie) nie były łaskawe dla Wandy Anity Michaliny Szaniawskiej. W Tworkach pozostała na dłużej, jednak korzystała z przepustek. Z jednej z nich nie wróciła. Znaleziono ją w Zakopanem i zabrano do szpitala, tym razem w Krakowie. Zmarła w listopadzie 1991 roku, w wieku 85 lat.

W oparciu o opisane wydarzenia zrealizowano spektakl “Uwaga, złe psy!”, w którym w rolę Szaniawskiej wcieliła się Małgorzata Rożniatowska.

Przeczytaj tekst o pobliskim Serocku.


Zobacz także naszą relację video z Zegrzynka oraz Serocka:

Isavenisa, fot. Eurospacery

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.