Prawie każdy w Polsce słyszał zapewne o Opactwie Benedyktynów w Krakowie, ale znacznie bliżej Warszawy? Owszem, też takie jest, a raczej było. Gdy jechaliśmy z Kozienic w stronę Puław, z trasy dostrzegliśmy stare, jakby porzucone zabudowania klasztorne. Postanowiliśmy tam zajrzeć.
Na trasie z Warszawy do Kozienic, w miejscowości Opactwo niedaleko Sieciechowa, niemal w szczerym polu wznosi się jeden z bardziej tajemniczych obiektów sakralnych na Mazowszu – Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny oraz pobenedyktyński zespół klasztorny w Opactwie.
Miejsce, które z powodzeniem mogłoby stać się polskim Sénanque (to francuski klasztor w Prowansji), pozostaje mało znane nie tylko wśród turystów z dalszych zakątków Polski, ale nawet wśród mieszkańców województwa mazowieckiego czy lubelskiego.
Benedyktyni z Prowansji w Opactwie
Nazwa miejscowości – Opactwo – pochodzi właśnie od bytności na tych ziemiach Benedyktynów. Jednak pierwszy klasztor ulokował się w innym miejscu, choć też niedaleko Sieciechowa. Co do daty sprowadzenia zakonników na te ziemie, opinie są podzielone.
Jan Długosz twierdził, że mnichów sprowadził w 1.010 r. Bolesław Chrobry. Ks. Józef Gacki uważa, że okolica zawdzięcza pojawienie się zakonników Bolesławowi Krzywoustemu. Niektóre źródła przypisują sprowadzenie benedyktynów Bolesławowi Śmiałemu, a jeszcze inne twierdzą, że zakonników sprowadził z Prowansji z klasztoru św. Idziego palatyn Sieciech. Za Bolesławem Chrobrym może przemawiać fakt, że za jego sprawą benedyktyni przybyli również do Płocka.
Benedyktyni mieli za zadanie szerzenie wiary, ale także kultury na słabo jeszcze schrystanizowanych obszarach. W zamyśle Sieciecha mieli również umacniać jego władzę. Choć Sieciech nigdy formalnie nie panował, to przez 20 lat – jako wszechwładny palatyn Władysława Hermana – faktycznie rządził całą Polską. Przyczyniając się do wygnania Bolesława Śmiałego, dołożył wszelkich starań, aby na tronie zasiadł brat wypędzonego króla – Władysław Herman – całkowicie zależny od Sieciecha. Ostatecznie w ręku palatyna znajdowała się najwyższa władza administracyjna, sądownicza i wojskowa. Bił nawet własną monetę, a na urzędy nominował wyłącznie ludzi od siebie zależnych. Stąd wiele stanowisk otrzymali przede wszystkim członkowie jego rodu.
Na skutek późniejszych nieporozumień Sieciech został usunięty z urzędu i wygnany z kraju, a jego ziemiami obdarowano benedyktynów. Następni władcy, w tym syn Władysława Hermana, Bolesław Krzywousty również hojnie obdarowywali zakonników.
Po wylewie Wisły i zmiany jej koryta w połowie XIV wieku gród sieciechowski stracił na znaczeniu. Wyniosły się władze, a Kazimierz Wielki przeniósł również zamek. Na przeprowadzkę zdecydowali się także zakonnicy, którzy wybudowali klasztor w obecnym miejscu. Nową, drewnianą siedzibę zakonu postawił w 1530 r. opat Maciej z Ryczywołu. Przez wiele lat klasztor podupadał, aż w roku 1682 strawił go pożar.
Kościół, który wciąż się podnosi z ruin
Obecne, murowane zabudowania miały swój początek, kiedy benedyktynami zarządzał opat Józef Kurdwanowski. Budowę ukończono dopiero w 1770 r. Konsekracji kościoła pw. Wniebowzięcia Matki Boskiej dokonał w 1780 r. ks. biskup Jan Kanty Lenczewski, sufragant lubelski.
Jednak w 1819 r. carskim dekretem kasacyjnym zlikwidowano klasztor i opactwo sieciechowskie. Majątek klasztoru wywieziono, a książki jednej z największych bibliotek w kraju trafiły w dużej części do tworzonej Biblioteki Narodowej. Niestety, ładunek zdecydowano się przetransportować galerami i jedna z nich utonęła w Wiśle.
W 1845 r. w kościele powstał magazyn, a istniejące jeszcze wyposażenie rozdysponowano do innych parafii. Srebro i złoto zabrali urzędnicy carscy, sprzęty kościelne: ornaty, monstrancje, kielichy trafiły do biedniejszych kościołów w Magnuszewie, Głowaczowie, Grabowie, Brzeźnicy, Błotnicy i Sandomierzu.
Mieszkańcy okolic nie chcieli jednak dopuścić do całkowitego upadku kościoła. Włościanie i szlachta wielokrotnie jeździli do Petersburga, żeby wyprosić zgodę caratu na remont kościoła. Zamierzenia się powiodły i kościół po remoncie konsekrowano w 1885 r.
Później przyszedł jednak czas wielkich wojen. W ramach tzw. operacji dęblińskiej opactwo zostało prawie doszczętnie spalone lub zburzone przez kule armatnie, a następnie rozgrabione. Jeszcze raz kościół został odbudowany dzięki zaangażowaniu ks. Aleksandra Siweckiego.
W czasie II wojny światowej w latach 1943–1946 malarze z Pelplina: Alojzy Teichert, Władysław Drapiewski i jego brat odnowili malaturę rokokową. Niestety, druga wojna światowa również nie oszczędziła kościoła. Większego remontu dokonano dopiero w latach 1972–1974.
Iluzjonistyczne malowidła i boska akustyka
Obecny kościół jest budowlą późnobarokową, zbudowaną na planie krzyża greckiego o krótszych ramionach transeptu. Ma długość 27 metrów, szerokość 9 metrów, wysokość około 20 metrów. Mimo, że został wzniesiony w stylu barokowym, bryła kościoła zachwyca lekkością.
Prawie płaska główna część i wypukłe, jakby płynące boczne nawy robią niezwykłe, wrażenie. Niestety, nie jest znany architekt świątyni. Wnętrze tonie w kolorach. Autorem fresków jest Szymon Mańkowski – malarz, który pracował dla króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Prace nad malowidłami w Opactwie trwały przeszło 10 lat, ale jest co podziwiać. Na ścianach dojrzymy portrety Sieciecha, Bolesława Śmiałego, co ważniejszych opatów klasztoru oraz papieży.
Kościół ma wspaniałą akustykę. Bracia z Opactwa słynęli na całą Polskę z uprawiania śpiewu i muzyki. Przy kościele działał chór, do którego wybierano mężczyzn i chłopców z odpowiednimi głosami. Młodzież uczono też gry na instrumentach, aby w razie utraty głosu chłopcy mogli grać w orkiestrze.
Podczas wizyty w klasztorze sam arcybiskup Ignacy Krasicki zachwycał się chórem i tym, że śpiewał w nim sam opat – Leonard Prokopowicz. W kościele zachowały się do dziś zabytkowe organy, a także bardzo rzadko spotykana chrzcielnica szafkowa.
W podziemiach kościoła znajdują się krypty, w których spoczywają prochy blisko 280 zakonników. W dawnych zabudowaniach klasztornych, tzw. pałacu opackim, mieściła się szkoła benedyktyńska założona w XVI w. Nauczycielem był m.in. poeta Sebastian Klonowic, a pierwsze nauki pobierał m.in. Jan Kochanowski. Dziś znajduje się tu Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy.
Czekając na cud… lub inwestora z pomysłem
Zabudowania gospodarcze stoją (jeszcze) w malowniczej ruinie i wyglądają na pola. Obok stoi cały budynek, w którym ulokowano kancelarię kościelną i plebanię. Przy plebani i kościele postawiono donice z oleandrami, co wygląda pięknie i przywodzi na myśl włoskie klimaty.
Mieliśmy szczęście pojawić się w kościele, gdy ksiądz proboszcz Jacenty Rejczak zaczynał oprowadzać grupę Rycerzy Kolumba. Zaproszeni przez księdza, mogliśmy zobaczyć te części kościoła, które nie są na co dzień dostępne. Ksiądz z pasją opowiedział historię klasztoru oraz świątyni, oprowadzając przy tym po wszystkich zakamarkach zabytku. Oby więcej takich osób w zabytkowych świątyniach!
Dawny klasztor ma potencjał. Wciąż jednak potrzebuje remontu. Stare zabudowania można by wykorzystać do celów pielgrzymkowo-turystycznych, zamiast pozwalać na ich niszczenie. W Europie takie wartościowe zabytki sakralne ratuje się od ruiny tworząc tam ośrodki rekolekcyjne, hotelowe, konferencyjne – podobnie jest ze wspomnianym na początku Opactwem Sénanque we Francji. W Polsce niestety brakuje podobnych inicjatyw (no, może poza Tyńcem).
A szkoda, bo to pomysł nie tylko na promocję Mazowsza, ale także na wykorzystanie pięknego krajobrazu, historii tych ziem oraz niesamowitej, unikalnej architektury.
Tekst Isavenisa, współpraca, zdjęcia i film poniżej Eurospacery